Szukaj na tym blogu

sobota, 25 maja 2013

Arrivederci Carrara!

"Oj, dawno już nic nie opublikowałam na blogu! Mam taki nawał pracy, że na nic nie mam siły ani ochoty. Ale tydzień temu zdarzyło się coś, co choć na krótko pozwoliło mi odpocząć i zrelaksować się. Odpocząć psychicznie, bo o odpoczynku fizycznym nie było mowy. Bo jak tu zwiedzić np. Rzym w półtorej godziny i nie zmęczyć się :)? Ale to nie Rzym był głównym celem mojej wizyty we Włoszech. Celem było piękne, północnotoskańskie miasteczko Carrara, słynące ze wspaniałych, białych marmurów. Pojechałam tam służbowo, w ramach projektu programu Comenius. To moja druga taka podróż. Pierwsza miała miejsce pół roku temu - wtedy zwiedzałam południową Francję. Szkoda, że projekt dobiega końca. To, czego najbardziej będzie mi brak, to kontakty ze wspaniałymi, spontanicznymi, serdecznymi i cudownymi Włoszkami! 
Laura, Monica, Sabrina, na zawsze zostaniecie w moim sercu! No, i Maura ...
Maura, sarai sempre nel mio cuore e il cuore di marmo da voi è il monumento più bello d'Italia! (niestety nie znam prawie włoskiego, więc skorzystałam z translatora, nie wiem z jakim skutkiem:)"

Ale po kolei ...
W drodze do Carrary zwiedziłyśmy (ja i moje dwie koleżanki z pracy) w morderczym tempie Rzym. Słowo zwiedziłyśmy jest chyba nawet na wyrost ... był to prawdziwy sprint:
Coloseum - obowiązkowy punkt pobytu w Rzymie ...
Fontanna di Trevi ...
 Wyczerpane, lecz szczęśliwe, dotarłyśmy do Carrary...

... gdzie zamieszkałyśmy w ekskluzywnym hotelu Michelangelo.
Z jadalni  i tarasu na dachu rozciągał się piękny widok.:


O, mamma mia!
W Carrarze zwiedzałyśmy miejscowe szkoły, niesamowity kamieniołom marmuru oraz słynne studio rzeźbiarskie Nicoli.

Wszystko nas tam zachwycało, wiele też dziwiło. Na przykład, parkowanie samochodu w Polsce w ten sposób byłoby chyba niemożliwe: na przejściu dla pieszych, praktycznie na skrzyżowaniu :)






Udało nam się "zaliczyć" wizytę w Pizie:

Jednym z ciekawszych punktów programu była wizyta w starej wiosce Colonnata, słynącej z wyrobu pysznej, aromatycznej ... słoniny.
Manufaktura Lardo di Colonnata
Oryginalne Lardo di Colonnata

Mój mąż nie mógł się nadziwić, że przywiozłam z Włoch słoninę :)

Ale nie samą słoniną się tam żywiłyśmy!
Niemal w każdej ze zwiedzanych szkół witano nas domowym, włoskim jadłem:


 Gościłyśmy też w wielu restauracjach, w których dane mi było spróbować po raz pierwszy:
... carpaccio wołowe ...
... włoskie gelato ...
... z lewej strony pyszny tuńczyk a z prawej przecudowny, wędzony miecznik ...
... szaszłyczki z ośmiorniczek i kalmarów - mmmm.... molto gustoso ...
... ravioli z rybnym nadzieniem, z małżami i kalmarami ...
... półmisek owoców morza - jedynie krewetki mi nie smakowały i chyba nigdy się do nich nie przekonam.

Było pysznie, na bogato i każda uczta do późna w nocy. I aż dziw bierze, że nie wróciłyśmy o kilka kilogramów cięższe. Zawdzięczamy to chyba ostatniemu punktowi  naszego programu. W drodze Rzymu postanowiłyśmy zwiedzić jeszcze Florencję. Miałyśmy na to "aż" 1,5 godziny. Tego sprintu nigdy nie zapomnę! Sama sobie się dziwię, że miałam czas na cykanie fotek:
Katedra Santa Maria del Fiore

i raz jeszcze Katedra Santa Maria del Fiore
Ponte Vecchio (Most Złotników)
Moja włoska przygoda skończyła się.
Zabytki, muzea, cudowne widoki ...


... ale nade wszystko wspaniali, ciepli i serdeczni ludzie:

... grazie Maura ...

Arrivederci Carrara!
Ciao ragazze!
Ci vediamo in Polonia!!!